sobota, 16 czerwca 2012

"I'll never wake up without an overdose of you" I


Okej. Jak już wspomniałam, miałam w planach opowiadanie, gdzie coś tam będzie o śpiączce. Anyway, mam już zaczęte, a raczej dam to w partach, bo muszę najpierw napisać dalej,  odzwyczaiłam się od pierwszej osoby. A i tak zastanawiam się, czy nie zacząć od nowa.... z tym, że nie co inaczej, raczej w narracji Naoko .3.
Anyway x2 mniejsza już o to, z tytułu, iż to blog ze wszystkim, to też wstawię .3.Mogą być liczne błędy stylistyczne, a już na pewno z "-..." to moja zmora, nigdy nie wiem czy z dużej, czy z małej potem, a w pierwszej osobie już się w ogóle gubię. Dam sobie z nią spokój |D 
--
Zatrąbiłem po raz kolejny wychylając się przez okno i spoglądając na ciągnące się rzędy samochodów przede mną. Z każdą chwilą byłem coraz bardziej pewien słuszności zarzucanych stereotypów Azjatom, którzy nie potrafią jeździć. Westchnąłem ciężko i przeciągle chowając się z powrotem do samochodu i poprawiłem swoją czapkę, wbijając się jeszcze bardziej w fotel, wiedziałem, że zbyt szybko nie ruszymy się z miejsca.
-Dotachin! Już za dwie godziny zaczną wpuszczać na „Nijireta sensei”  musisz coś zrobić! Nie możemy się spóźnić! – Nawet nie spojrzałem na Erikę, która wraz z Walkerem wciąż marudziła wzburzona mając świadomość, że mogę nie zdążyć na premierę jakiejś dobrej mangi. Tylko dlatego jestem teraz tutaj, akurat gdy grzeje największe słońce. A równie dobrze mógłbym siedzieć w domu i robić o wiele ciekawsze rzeczy, chociażby czytać książkę. Mangi  mnie jakoś nie pociągają. Raz na jakiś czas jakąś przeczytam, ale to z czystej ciekawości.
-Mogłabyś się wreszcie uciszyć? Nawet nie wiem jak tam dojechać, więc jak według ciebie mam przyspieszyć? Zresztą, spójrz na te korki, pft. - Wiem tylko, że muszę skręcić w prawo, potem na drugim zakręcie w prawo, następnie w lewo i… nie mam pojęcia gdzie mam jechać.
-Nie denerwuj się tak. – Mruknęła dziewczyna siedząca obok, uśmiechając się przyjaźnie.  Znów westchnąłem obserwując przez okno zielonego nissana, którego bezmyślny kierowca trąbił co i rusz, drąc się przy tym bardziej od wszystkich innych, których uprzednio oczywiście wyzywał. Nigdy bym nie przypuszczał, że taki żylasty facet po czterdziestce może mieć tak donośny głos i znać tyle przekleństw. Nie mając innego zajęcia wciąż przyglądałem się temu samochodowi , starając się nie słuchać dwójki siedzącej za mą, która wciąż marudziła. Dzięki temu zauważyłem, jak mężczyzna prowadzący ów nissana chowa się do niego z powrotem i nagle wykręca w prawo zjeżdżając na chodnik. Dostrzegłem również jak nerwowo manewruje by zjechać na drugi pas i zawrócić. Widzę też,  jak uderza w słup tak mocno, że spada przyczepiona do niego lampa. Następnie wycofuje przerażony uderzając tyłem w bok białej Hondy. Wciągam głośno powietrze przez nos i łapię szybko za kierownicę gotowy do szybkiego manewru. Patrzę na narastający karambol kilka metrów przed sobą i na panikę kierowców dookoła, którzy zaczęli cofać i wykręcać robiąc coraz większy harmider. Sam jednak nie byłem lepszy, wycofując się patrząc bez przerwy to w przód to w tył. No właśnie. Nie miałem jak zauważyć tego cholernego słupa który spadł na samochód z prawej i przygniótł cały przód.
Otworzyłem oczy i rozejrzałem się dookoła. Białe ściany i ten odrażający zapach... Szpitala? Jakim cudem się tutaj znalazłem… Podniosłem się ostrożnie na szpitalnym łóżku i zacząłem sobie przypominać wszystko z początku dzisiejszego dnia. Pamiętam, że Erika z Walkerem po raz kolejny wyciągnęli mnie na premierę jakiejś nowej mangi. Nie uśmiechało mi się w ogóle tam ruszać, jednak znów zbyt usilnie nalegali, więc zgodziłem się dla świętego spokoju. Sporo ludzi się tam wybierało, tak wnioskuję, taki korek w tym kierunku chyba jest jednoznaczny… Właśnie, korek. I ten jeden człowiek, tak bezmyślny. Spowodował cały ten wypadek. O ile dobrze się orientuje ten wielki słup spadł właśnie na nasze auto, samochód chyba nawet zaczął się potem palić, ale nie jestem pewien, najwyraźniej straciłem przytomność.  Złapałem się za głowę zdrową ręką, drugą złamałem. To całkiem dziwne, ale mnie nie bolała. Jedyny ból jaki na tą chwilę odczuwałem, to doskwierający ból głowy.
Drzwi od sali się właśnie otworzyły. Odruchowo spojrzałem w tamtym kierunku, pierwsze, co rzuciło mi się w oczy to biały kitel. Byłem pewien, że to lekarz… Ale dziwnym trafem zobaczyłem Shinrę... Co on robi w takim miejscu? Z tego co pamiętam robił wszystko „na czarno”
-Oi, nie powinieneś w ogóle się z miejsca podnosić. Kładź się natychmiast. – skwitował mnie podchodząc bliżej.
-Nie mam teraz czasu na wylegiwanie się, nic mi przecież jak widać nie jest, poza tym – wskazałem na swoją rękę – Lepiej mi powiedź co…
-Co z Naoko? – wtrącił łapiąc się za głowę, skinąłem głową, potwierdzając pytanie. – Cóż… wyszła na tym najgorzej, jak na razie jest w śpiączce. Nie jest do końca pewne, że z tego wyjdzie… Ma jakieś pięćdziesiąt procent szans... Dlatego póki się nie wybudzi nie musisz koniecznie tam iść. Albo chociaż przez jakieś dwa dni się nie ruszaj bez potrzeby, na dobre ci to wyjdzie, nieco ci się w głowie poprzewracało.
-Huh? Coś sugerujesz?
-Miałem na myśli wstrząśnienie mózgu. Jakbyś wpadła to, żeby wziąć tą tabliczkę – wskazał na kartę pacjenta wiszącą na ramie łóżka – To byś wiedział, co ci jest. – Chłopak skrzyżował ręce na piersi i oparł się o ścianę – Nic aż tak poważnego jej nie jest, powinna z tego wyjść, nie ma powodu…
-Przestań tyle pieprzyć i po prostu powiedź gdzie ona jest, nie mam ochoty tego słuchać, jasne? Zresztą,  wstrząśnienie to nic wielkiego, dam sobie radę. Facet musi być silny, nie? – ten jedynie westchnął kręcąc głową.
-Niech już ci będzie, tylko się uspokój. Leży piętro wyżej pod 101. Nie zdziwi mnie, jeżeli będziesz tam siedział praktycznie cały czas, więc. – rzucił w moją stronę jakieś niewielkie opakowanie tabletek. – Nie bez powodu nie czujesz bólu.
-Dzięki.
- Jutro cię wypiszą. – Powiedział na odchodnym.
Jednak zaraz po nim znów drzwi się otworzyły. Tym razem była to Ren, siostra Naoko. Matko, kogo tu jeszcze przywieje? Ani chwili spokoju… Zabawne, każą odpoczywać, a i ta wpuszczają do ciebie każdego. Westchnąłem i oparłem się o podniesione nieco łóżku.
-Nieźle się poturbowałeś, Nii-Nii. – spojrzała na mnie –Domyślam się, że nie masz ochoty z nikim się teraz widzieć, jak również, że Nao stało się coś poważniejszego. Jednakże. Nie sądzę, żeby ci przypadły do gustu te szpitalne, jakże boskie, ciuszki, więc –Podniosła torbę, którą trzymała do tej pory w ręce ku górze. – Pomyślałam, że skoro mam pod drodze mogę ci to przynieść.
-Tha, dzięki… Nie musiałaś się fatygować, jakoś bym sobie poradził. – odwróciłem wzrok, wbijając go w okno przede mną.
-Zawsze to powtarzasz. Przestań wreszcie wmawiać sobie, że dasz radę ze wszystkim co cię w życiu spotka sam. Jeden jedyny. Dobrze wiesz, że sobie z tym nie poradzisz. A jeżeli przyjdzie najgorsze, wtedy wpadniesz w depresję, nie będziesz już sobą, jeżeli dalej będziesz się kierował tą taktyką, bo przecież „facet musi być silny”. To nie zawsze jest takie niezastąpione.
-Przyszłaś tutaj tylko po to, żeby mi prawić kazania, huh? – Ponownie zwróciłem ku niej wzrok. Niby miała rację… Ale to niczego nie zmienia, nie uśmiecha mi się wyrzucanie wszystkiego co mnie trapi bóg wie komu… Zresztą, po co komukolwiek to wiedzieć, jakoś sobie poradzę. Przecież muszę, co mnie nie zabije to mnie wzmocni. Jakoś to przełknę.
-Ty doskonale wiesz, po co tutaj przyszłam. Poza tym, doskonale wiem co sobie teraz myślisz. I z góry ci powiem, że nie do końca cię to wzmocni. Niby nie zabije, nie od razu, ale potem… Kto wie. Wiesz, jak to się kończy, prawda? Nie możesz nie wiedzieć, przecież całkiem często Nao ci mówiła o tym, co robię, nie? Kogo jak kogo ale mnie Kadociu nie oszukasz, choćbyś nie wiem jak kręcił. – prychnąłem mimowolnie, kolejne durne przezwisko, ciekawe co będzie następne. - Ale dobrze. Skoro nie chce, to nic nie mów. Albo raczej daj znać, jak już się przemożesz. Na razie. – machnęła ręką i wyszła.
Nie potrafię zrozumieć, dlaczego nagle wszyscy zaczęli się tym interesować. Jakoś wcześniej nikt nie wykazywał najmniejszych oznak zainteresowania..Dopiero jak coś się stanie nie dają ci spokoju. Ciekaw jestem, kto następny się tu zjawi. Nie mam ochoty teraz z kimkolwiek rozmawiać. Nie mam zamiaru znów tracić czasu. Podniosłem się z łóżka, poczym poszedłem się przebrać, fakt faktem, te szpitalne wdzianka są w ogóle niepraktyczne i całkowicie niewygodne. I poszedłem piętro wyżej do sali, o której wcześniej wspomniał Shinra.
Wziąłem głęboki wdech i wszedłem do środka. Podszedłem powoli do łóżka na którym leżała i pogładziłem ją po policzku. Tak strasznie żałuję, że to jej się przytrafiło… Po co ja się w ogóle na to wszystko zgadzałem… Czemu jak zwykle nie mogłem odmówić… To wszystko moja wina… Westchnąłem siadając na krzesełku obok niej. Chwyciłem jej dłoń. Co prawda, pewnie się teraz nie obudzi… Jednak, nie odejdę stąd.
Dnie mijały strasznie powoli. Z każdym kolejnym coraz bardziej traciłem nadzieje… Cholera, dlaczego akurat tym razem się zgodziłem!?  Nie chcę, żeby odchodziła. Nie zasłużyła na to…

Ciepło…  Gdzie ja jestem? I co się stało… Pamiętam tylko ten…  słup spadający prosto na nas…  Czy ja w ogóle jeszcze żyję? Czuję się jakbym pływała… w nieskończonym morzu cieni. Słysząc najróżniejsze głosy.
-Co z nią?!
- Tracimy ją!
-Musisz żyć…
-Wyjdzie z tego?
 -Co się z nią dzieje!?
Słyszałam to wszystko, próbowałam rozróżnić, który głos do kogo należy… na marne… Nic nie pamiętam… Jedyny, który kojarzę…
-Obudź się w końcu… Naoko, obudź się.
Najbardziej rozbrzmiewający w mojej głowie…  Przyjemny… Czyj on jest?
-Ile to już…
-Nie wiemy czy z tego wyjdzie…
 -Przy takiej postawie, to cud, że w ogóle żyje.
Płacz. Słyszę jak ktoś płacze. Czuję to na swoich policzkach… Czy to… To moje łzy?
  -Dlaczego nie chcesz się obudzić…?- Znów ten głos… Kim on jest? Wyraźnie go słyszę… kojarzę… ale nie mogę skojarzyć… Hej, dlaczego płaczesz? To przeze mnie?
Po dłuższej chwili uchyliłam oczy. Rozejrzałam się dokładnie w około… Moja głowa. Strasznie boli. Co się ze mną dzieje? Ktoś trzyma mnie za rękę, spoglądam na niego… Kim jesteś… Siedzi obok mnie, na krześle obok łóżka, na którym najwyraźniej leżałam… Zdradź mi, kim jesteś…
 -Hej… Czemu płaczesz?- Zapytałam, uśmiechając się delikatnie w jego stronę. Nie pamiętam, kim jest… Ale to chyba ktoś ważny dla mnie… Uniósł szybko głowę i spojrzał na moją twarz.
-Obudziłaś się… Dzięki bogu… - Odparł, po czym przytulił się do mnie… O co chodzi? Powiedź mi, kim jesteś… Kim ja jestem…
-Jak się czujesz? Potrzebujesz czegoś? – Zapytał siadając znów obok mnie. Zwróciłam ku niemu wzrok kręcąc głową na nie.
-Gdyby mnie tak głowa nie bolała i wiedziała chociaż, kim jestem i co tutaj robię... – Westchnęłam ciężko. Na jego ustach pojawił się smętny uśmiech. Jestem coraz bardziej przekonana, że to ktoś, kto jest mi bliski…
-Niczego nie pamiętasz? A wiesz co się stało, zanim obudziłaś się tutaj? Wiesz chociaż, kto siedział z tobą? – Zaczął zadawać coraz więcej pytań, w mojej głowie powstał jeszcze większy mętlik. Niczego, zupełnie niczego nie pamiętam… Co się ze mną stało…
-Nie pamiętam…
-A kojarzysz chociaż w jakiś najmniejszy sposób?
-Kojarzę głosy… Nic poza tym. Jestem zmęczona.
--
Wypdek jest tutaj najgorzej opisany chyba Dx
Nvm.Wrzucam to tylko po to, by nie zgubić przed formatem. Zacznę to w inny sposób i z nieco inną koncepcją .u.